sobota, 4 października 2014

Rozdział 7.

Hej!
Po długiej przerwie (w końcu) dodaję rozdział. Do kategorii "super" niestety on nie należy. Nienawidzę tej części. Widać zresztą, że strasznie długo się z tym męczyłam. Wybaczcie mi, za taki (przepraszam za wyrażenie) gówniany rozdział.
Mogą być błędy, zawsze jakieś się znajdą, przepraszam za nie. Poprawię je później. 
Końcówka to totalna porażka, mam ochotę gdzieś się schować i już nie wyjść z ukrycia. Boję się Waszych opinii, serio. Schrzaniłam to.
Mimo tego, zapraszam do przeczytania. Może komuś się spodoba... W co wątpię, ekhem :)
xx

PS. Nadrabiam Wasze zaległe rozdziały, nie zapomniałam o nich, spokojnie ;*



Kilka sekund później, drzwi ponownie rozsunęły się, a krótki charakterystyczny dźwięk poinformował nas, że dojechaliśmy do miejsca przeznaczenia. Jeśli jeszcze niedawno nie odczuwałam żadnego podenerwowania na myśl o spotkaniu z Mścicielami - albo jak już to w bardzo małym stopniu - to w tym momencie wręcz byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Najbardziej obawiałam się reakcji Tony’ego. Bardzo starał się być „dobrym” oraz przykładnym ojcem - choć nie wychodziło mu to za często – więc praktycznie już widziałam jak na to wszystko zareaguje. Rozpocznie się od gadania, jaka to jestem nierozważna w swoim wieku, a zakończy się uziemieniem w domu, czyli kara wprost dla małego dziecka.
- Wszystko w porządku? – dłoń Steve'a spoczęła na moim ramieniu, a na jego twarzy malowała się troska, gdy obdarzył mnie spojrzeniem. Potrząsnęłam delikatnie głową i zaraz potem poprawiłam kosmyki włosów, które przez ten ruch opadły mi na twarz.
- Jasne. Prowadź dalej – machnęłam ręką na jasno oświetlony korytarz, który rozprzestrzeniał się przed nami. Rogers skinął delikatnie głową, ruszając przed siebie. Tym razem dotrzymywał mi kroku i mogłam przysiąc, że jego uważny wzrok cały czas spoczywał na mojej sylwetce.
Udawałam, że wcale tego nie zauważam. Wzrokiem błądziłam po bardzo „interesujących” szarych ścianach, na których znajdowały się tylko małe żarówki, oświetlające nam drogę.
- Mam nadzieję, że nie masz mi tego wszystkiego za złe – odezwał się po chwili, zaskakując mnie tym. Blondyn wyprzedził mnie jednym krokiem, zatrzymując się tuż przede mną, blokując mi w ten sposób drogę. Nie miałam innego wyjścia, więc przystanęłam. Powoli zwróciłam oczy na jego twarz.
- Może trochę. Nie chciałam załatwiać tego w taki sposób.
- A w jaki? Samodzielnie chciałaś zmierzyć się z tym kimś? – uniósł brwi do góry. – Irmo, zależy mi… nam na twoim bezpieczeństwie. Nie możemy pozwolić na to, aby coś ci się stało.
Nie umknęło mi jego zmieszanie, gdy szybko poprawił swoją wypowiedź. Wyraz jego twarzy był bezcenny. Wyglądał naprawdę uroczo, gdy tak denerwował się z powodu słów, które widocznie chciał zachować tylko dla siebie, a jednak i tak je wypowiedział na głos.
Patrzyłam na niego nie mogąc powstrzymać warg, które jak na złość rozciągnęły mi się w uśmiechu. Starałam się zagryźć wewnętrzną stronę policzka, aby ostatecznie nie wyszczerzyć się jak idiotka. Ale to było takie trudne! W duchu cieszyłam się jak małe dziecko. Mężczyzna, do którego wzdychałam praktycznie od pierwszego dnia naszej znajomości, wyznał, że się o mnie martwi. Któż by się nie ucieszył z takiej wiadomości?
- Emm - wydusiłam w końcu z siebie, skubiąc dolna wargę zębami. - To miłe z waszej strony, na prawdę. Doceniam to, ale...
- Rogers? - usłyszałam nieznajomy kobiecy głos, który mi przerwał. Z ciekawości wychyliłam się zza sylwetki blondyna, aby dostrzec wysoką, ciemnowłosa kobietę, ubraną w granatowy kostium z naszytym na piersi logiem T.A.R.C.Z.Y.
- Agentka Hill - Steve odwrócił się do kobiety i skinął głową na przywitanie.
- Co tutaj robisz, Kapitanie? - uniosła brwi, lustrując go, a zaraz potem jej tęczówki spoczęły na mnie. Zmarszczyła czoło wskazując ruchem brody na moją postać. - Kto to? Nieupoważnionym zabrania się tutaj przebywać – jej głos brzmiał surowo. 

- W porządku, agentko Hill – rozległ się jeszcze jeden, tym razem bardziej znajomy mi głos. A należał on do samego dyrektora Fury. Tyle razy nasłuchałam się, gdy ojciec rozmawiał z nim na trybie głośno mówiącym, że nie mogłabym go pomylić z nikim innym. Z opowiadań wielu, znałam tego człowieka jak nic. Jednak dopiero dzisiaj widziałam go osobiście po raz pierwszy.
Jego sylwetka wyłoniła się za jednych ze szklanych drzwi – które na marginesie dopiero teraz dostrzegłam – zatrzymując się w holu i obserwując nas bez żadnego wyrazu. Wydawał się jakby na twarz założoną miał maskę, która uniemożliwiała poznanie jego prawdziwego „ja”.
Pomimo dzielącej nas sporej odległości poczułam jak mierzy mnie uważnie swoim jednym okiem, po czym w zamyśleniu pokiwał głową.
- Jesteś bardzo podobna do Tony'ego.
Zrobiłam niezbyt zadowoloną minę, słysząc ten komentarz. Powstrzymałam się również od głośnego prychnięcia, jak to zwykle miałam w zwyczaju, gdy coś po prostu mi nie spasowało. Fury był typem człowieka, przy którym wiedziałam, że nie mogę zachowywać się jak naburmuszona nastolatka. Nawet ja miałam przed nim pewien respekt. Owszem, nie przepadałam, gdy ktoś porównywał mnie osoby, którą ledwo co znałam, ale tutaj coś wewnątrz podpowiadało mi abym nie przesadzała. Milczałam, starając tłumić wszystko w środku.
Nienawidziłam, gdy ludzie porównywali mnie do Tony’ego. Ten człowiek nie miał ze mną kompletnie nic wspólnego. To, że pojawił się nagle w moim życiu uznawał się od tamtego momentu za mojego ojca, dla mnie nie miało żadnego znaczenia. Dla mnie był obcą osobą, którą tolerowałam, ponieważ nie miałam innego wyjścia.
Uniosłam w ostateczności kąciki ust ku górze, aby dyrektor nie pomyślał sobie, że tak zwyczajnie go zignorowałam oraz skinęłam głową. Niech myśli, że to co pewnie uznał za komplement, zyskało moją aprobatę i wielce się z tego cieszę.
- Ale do rzeczy. Skoro już jesteście na miejscu, zapraszam do środka - mruknął czarnoskóry. Nie czekając na jakikolwiek odzew któregoś z nas, wskazał dłonią na drzwi po swojej prawej stronie.
Agentka Hill oraz Steve od razu wykonali jego „rozkaz” i zanim zdarzyłam zamrugać, znikneli w środku pomieszczenia. Korytarz bez tych dwojga nagle stał się taki pusty, cichy i stanowczo zbyt mały. Przez moment byłam skazana na Fury’ego, który wciąż mierzył mnie swoim palącym spojrzeniem. Jezu. Serio bałam się nawet na sekundę zawiesić na nim wzrok. Jak ci ludzie z nim wytrzymywali? A co najlepsze, jak mogli z nim normalnie rozmawiać?
- Na co czekasz, Stark? – tym razem nie potrafiłam się powstrzymać i zmarszczyłam z niesmakiem nos. Przełknęłam ślinę i nie odzywając się, ani nawet nie zerkając na mężczyznę, przeszłam obok niego.
Znalazłam się w jasno oświetlonym pomieszczeniu o grafitowych ścianach. Zaraz na samym środku, praktycznie całe miejsce zajmował wielki, podłużny stół, przy którym zasiadali już wszyscy. Oczywiście, gdy tylko przekroczyłam prób, kilka par oczu, zwróciło się w moją stronę. Niektórzy byli zaskoczeni moja obecnością, część nawet zaciekawiona, a jeszcze inni totalnie wybici z tropu. Tak, tutaj miałam na myśli Tony’ego.
Ignorując rodziciela, zerknęłam w stronę wielkiego ekranu, wiszącego naprzeciw wejścia. Na czarnym tle przez chwilę migotał znaczek siedziby, ale sekundę później zniknął, aby na jego miejscu zaczęły pojawiać się różne zdjęcia oraz jakieś dokumenty. Zrobiłam krok do przodu, wpatrując się w fotografie z delikatnie zmrużonymi powiekami. Na prawie wszystkich skanach znajdowała się jedna i ta sama postać. Poznałam go niemal natychmiast.
- Czy to ten sam mężczyzna, którego widziałaś?
Byłam tak zapatrzona w postać, z którą miałam styczność kilka dni temu, że nie zwróciłam nawet uwagi na to, iż drzwi za mną zatrzasnęły się, a Nick Fury stał dokładnie obok mnie. Ledwie dostrzegalnie, kiwnęłam głową, wciąż wpatrzona w przesuwające się fotografie.
- Kim on jest? – spytałam, robiąc krok do przodu. Nie wiedząc czemu zerknęłam na Steve’a. Blondyn poruszył się niespokojnie na krześle i zaciskając szczękę, również wpatrywał się w ekran. I to właśnie on odpowiedział na moje pytanie.
- Nazywamy go Zimowym Żołnierzem. Mieliśmy już nim starcie kilka miesięcy temu, lecz uciekł. Widocznie teraz powrócił i…
- I ma na celowniku moją córkę?! – Tony zerwał się ze swojego miejsca, podchodząc do nas. Spojrzałam na niego krzywo. Serio nazwał mnie głośno „córką”? Coś podobnego. – Co to wszystko ma tak właściwie znaczyć? Ktoś mi to z łaski swojej w końcu wytłumaczy?!
- Naprawdę koniecznością jest to, abyś podnosił głos, Stark? – Natasha siedząca z samego tyłu, wychyliła się zza sylwetki Clinta, opierając łokcie na blacie stołu. - Doskonale cię słyszymy bez tego.
Mężczyzna posłał jej piorunujące spojrzenie, które przyjęła zwykłym wzruszeniem ramion oraz obojętną miną. Uwielbiałam ją. Była twardą kobietą, niebojącą się niczego, a ataki Starka nie robiły na niej najmniejszego znaczenia. Schyliłam lekko głowę, zakrywając uśmieszek formujący się na wargach, gdy rudowłosa agentka puściła do mnie oko. Słuchanie tego jak mu dogaduje było moim ulubionym zajęciem.
- Czekam na odpowiedź! – tak zwany Iron Man ryknął ponownie, a ja aż odsunęłam się od niego, przyciskając rękę do ucha i masując lekko narząd słuchu. Czy on oszalał? Skąd nagle zaczął się tak przejmować tym czy coś mi grozi czy też nie.
Fury zignorował narastającą z minuty na minutę złość jednego z Mścicieli i spokojnym krokiem obszedł stół, zatrzymując się dopiero przy swoim miejscu. Nachylił się nad blatem, opierając na nim jedną dłoń.
- Sądzimy, że śledził Irmę, lecz nie jesteśmy w stu procentach pewni czy jest jego celem.
- Więc na co do cholery czekacie? Oklaski? Trudno mi uwierzyć w to, że tak mało wiecie. To nie jest do was podobne – prychnął już wyraźnie poirytowany zaistniałą sytuacją. – A tak w ogóle, skąd się tutaj wzięłaś?
Tym razem pytanie skierował w moja stronę. Jakżeby inaczej. W końcu musiał o to spytać.
- Steve przywiózł mnie tutaj z treningu – odburknęłam w odpowiedzi, patrząc na swoje dłonie.
- Czy ty słyszysz, co się do ciebie mówi?!
Podniosłam głowę, napotykając tuż przed sobą czerwoną od złości twarz Tony’ego.
- Och, wybacz. Mogłabym usłyszeć ponownie twoje pytanie, tato? – ostatnie słowo specjalnie zaakcentowałam, nie siląc się nawet na przyjemny ton. Miałam gdzieś, że w pokoju zapanowała kompletna cisza i wszyscy mają idealną okazję przysłuchiwać się naszej uroczej wymianie zdań.
Ojciec zacisnął szczęknę, mierząc do mnie ostrzegawczo palcem. Przymierzał się już do tego, aby coś powiedzieć, ale w porę uniemożliwił mu to Clint.
- Stark, jeśli wybaczysz – Hawkeye podniósł się z miejsca. – To nie jest odpowiedni czas i miejsce na rodzinne kłótnie.
W pomieszczeniu znów nastał spokój. Kto by pomyślał, że Barton jakoś opanuje rozszalałego milionera. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a ten skinął lekko głową.
- Więc – zaczął powoli. – Co trenujesz?
Uniosłam brwi, patrząc wpierw na niego, a później na dyrektora. Po chwili zaśmiałam się pod nosem.
– Nie żartujcie sobie, że tego nie wiecie. Jesteście z Tarczy, nic się przed wami nie ukryje, co to za głupie pytanie?
- I tutaj nas masz. Faktycznie wiemy wszystko, ale woleliśmy, abyś sama podzieliła się swoim talentem.
- Jakim talentem. – prychnęłam. - Może kiedyś i wygrywałam w różnych zawodach, ale teraz, to kompletnie, co innego. Kapitan może przyznać, że nie nadaję się już do niczego… - zakończyłam zdanie z coraz to bardziej pochmurną miną. Wciąż pamiętałam o tym jak kilka godzin temu, żałośnie próbowałam trafić do celu.
- A jak myślisz, po co kazaliśmy cię tutaj sprowadzić? – Fury odsunął się od stołu. Zaczął przechadzać się tam i z powrotem. – Od dzisiaj czy ci się to podoba czy nie, będziesz pod naszym – a konkretniej – pod nadzorem agenta Bartona.
Wskazany, podszedł do mnie całkowicie ignorując Tony’ego, który już rozpoczął wygłaszać swoje sprzeciwy ku temu, że Tarcza chce mnie zrobić swoim nowym żołnierzykiem, a on nie godzi się na takie coś. Według niego nic nie miałam do gadania.
Jednak, co ja o tym wszystkim tak naprawdę myślałam? Było oczywiste, że ojciec nie jest za tym i chciałby trzymać mnie od nich z daleka, a ja przecież uwielbiałam robić wszystko na przekór. Droczenie się z nim, było moim ulubionym zajęciem.
Uśmiechnęłam się pod nosem do swoich myśli. Byłam bowiem bardzo ciekawa, co słynna organizacja planuje względem mnie i bez zastanowienia miałam przystać na ich propozycję.

27 komentarzy:

  1. Nie wiem co ty gadasz ^^ rozdział jak najbardziej mi się podoba. Jest naprawdę dobry ^^ Aj scena z Kapitanem <3 <3 to coś wspaniałego. Jak dla mnie może się częściej przejęzyczać ^^ i nie dziwię się Irmie, że nie mogła powstrzymać uśmiechu bo kto by mógł? :D Och Tony, jaki wybuchowy :D podoba mi się w wersji zatroskanego ojca. A opis Furego jest idealny, w sam raz pasujący do niego, tak samo z Natashą.
    A pomysł szklenia Irmy przez Bartona podoba mi się niezmiernie <3 już nie mogę się doczekać aż będzie ona spędzać więcej czasu z mścicielami ^^
    Pozdrawiam, życzę weny
    Lean

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach. Zawsze tak podchodzę do tego co publikuję. Przez ten rozdział straciłam już ochotę na wszystko. jednak, cieszą mnie Twoje jakże miłe słowa :) Dziękuję ;*

      Usuń
  2. Tony chciałby trzymać ją na uboczu? Trochę mi się to kłóci z jego naturą, w ogóle może obraz troskliwego ojca nie pasuje, ujełabym to inaczej i już na pewno nie kryła córki, Tony by przecież po jakimś czasie zauwazył, ze ona ma jego cechy i chętnie by ją przedstawiał światu, szczyciłby się nią i na pewno chętnie by ją wciagnał do Mścicieli - ba! wbrew Furyemu takie moje wyobrażenie, ale wiadomo... xD
    to nie musi sie zgadzać z twym wyobrażeniem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że kłóci. Zdaję sobie z tego sprawę, ale uznałam, że co nieco sobie pozmieniam. A co! :D Oczywiście nie chcę całkowicie zrywać z wizerunkiem Tony'ego jakiego doskonale znamy :)

      Usuń
  3. Rozdział świetny. Naprawdę przyjemnie mi się czytało.
    Ach, Steve... Scena z nim podobała mi się najbardziej.
    Taki słodki jak się przejezycza... :-) lubię go coraz bardziej... No i Tony, oczywiście świetnie przedstawiony. Myślę, ze dobrze prezentuje się jako ojciec, hehe xD
    Czekam na więcej i pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! Komuś się taki Tony podoba, chociaż faktycznie trochę jego charakterek pozmieniałam i może się to nie podobać...
      Dziękuję bardzo ;*

      Usuń
  4. Uuuuu jak że nie romantycznie NIE ZRZYGAM SIĘ TĘCZĄ! nie no spoko jest powrót z buta z zajebiszczym rozdziałem i to się chwali.Nie rozumiem czemu ci się nie podoba,naprawdę jest fajny.Wszyscy tutaj ślinią się do kapitana ja zaś jestem sobie obserwatorem który facepalmuje oglądając to wszystko
    Pozdrawiam Lupin
    Ps.W wolnym czasie zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze za bardzo przesadzasz, rozdział Ci się udał :D może mało akcji ale za to wynagrodziłaś świetnymi opisami bohaterów :) Tony wymiata, powinien zdobyć nagrodę za najbardziej troskliwego tatusia :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Izz, nie piernicz, że słaby, bo rozdział dobry. Wpadam szybko i wracam uczyć się do angola (nienawidzę czasów przeszłych, ok?)
    Moje jedyne pytanie brzmi: od kiedy Tony się tak przejmuje rolą ojca? Znaczy coś tam niby wykazywał inicjatywę, że jest "ojcem", ale nie wiem, może dawno to po prostu czytałam, albo tego nie zauważyłam, w każdym razie... czy on wcześniej się też tak zachowywał?
    No i mój kochany Clint <3 Jestem ciekawa jak Irma się z nim dogada, więc czekam cierpliwie na następny :)
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Tony tak się nie zachowywał. Sama nie wiem dlaczego tak nagle zmieniłam jego nastawienie do tego wszystkiego. Może powoli pan Stark stara się garnąć?
      I dziękuję za Twoje słowa, za wiarę w moje "możliwości", haha :)

      Pozdrawiam xx

      Usuń
  7. Jak Ty mozesz narzekac na to, co piszesz!
    Zawsze Ci wychodzi swietnie, musze Ci w koncu zasadzic kopniaka za to narzekanie <3
    Boze ten usmiech Irmy, normalnie aww, kto by sie mogl oprzec! :)
    a Tony... co za troskliwy tatus, nie ma co! :)
    Czekam skarbie na Twoj kolejny etap z wena w roli glownej ;*
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze narzekam, to nie żadna nowość, moja droga ;p

      Usuń
  8. Rozdział jest świetny! :)
    Jakie to słodkie, że Steve się tak troszczy o Irmę. :D Też bym chciała, żeby ktoś się tak o mnie martwił... Widzę, że u Toniego zaostrza się instynkt ojcowski.. Myślę, że kocha bardzo kocha córkę, tylko że Irma chyba nie jest tego za bardzo świadoma. W sumie to obje się kochają tylko tego nie "ogarniają". Mam nadzieję że w końcu się dogadają. No i jeszcze jestem ciekawa co wyniknie z tej troski Steve'a (nie jestem zbyt dobra w odmienianiu angielskich imion xd)...
    Pozdrawiam! :)
    Pogonistka

    PS. Jak zwykle przepraszam, że tak późno, ale ogarniam moje studia. Poza tym, nienawidzę używać netbooka i czekałam do weekendu, żeby w domu skorzystać z normalnego, dużego laptopa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :* Wybacz, że przychodzę z komentarzem tak późno… Niestety od pewnego czasu, gdy w końcu mam chwilę, aby usiąść do komputera to gnębi mnie cholerny brak weny, nie potrafię zebrać myśli nawet przy skleceniu komentarza… Jednak stwierdziłam, że już nie będę odwlekać mojej nieobecności.
    Baaardzo cieszę się, że w końcu pojawiło się coś nowego u Ciebie i moim zdaniem rozdział jest świetny. Zupełnie nie rozumiem Twoich narzekań. :)

    Tony bardzo zaangażował się w rolę „ojca” w tym rozdziale. Wykłócał się z troski o córkę, aż byłam pod wrażeniem, że tak dba o jej bezpieczeństwo i że robi takie przesłuchania. W końcu nigdy nie był idealny w swoim ojcostwie, w sumie, można powiedzieć, że nie było go praktycznie wcale w życiu Irmy. Całe szczęście, że ta „kłótnia rodzinna” została z czasem przerwana, jak dla mnie to by było dosyć niezręczne, nawet przy samym słuchaniu. :b

    Co do Steve’a to czuję, że i również on w pewnym sensie jest zadurzony w Irmie – uczucie nie działa tylko w jedną stronę. W końcu bardzo się o nią martwi, co sam powiedział na głos, tylko szkoda, że się potem poprawił, może wtedy by coś z tego wykwitło. :> Aaaaale w sumie to nie był czas i miejsce na romanse. ;)

    Ok, na tym kończę. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że będzie niedługo. :) W międzyczasie zapraszam również i do mnie.

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    miłego dnia. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne :)
    Cały czas mówisz, że Steve nie jest Steve'em.
    Sorry. Bardziej Rogersowy (?) być nie może :D
    Czekam na kolejne.
    Błagam o mniejszą przerwę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, udało mi się? Steve jest Stevowy? XD Cieszy mnie to. Ale patrz na Tony'ego... jednak mi się nie podoba to, ze tak go zmieniam, ech.

      Usuń
  11. Cholera, komentarz mi się usunął i piszę go od nowa. ;-;
    Tak jak obiecałam, po przeczytaniu wszystkich rozdziałów wracam z komentarzem.
    Póki co, nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ani przypuszczać, co dla nas szykujesz, bo akcja rozwija się bardzo powoli. Ale to jak najbardziej dobrze. Ja lubię, kiedy tak się dzieje.
    Nie wiem dlaczego, ale nie pałam zbytnią sympatią do Cheryl. Wydaje mi się... Trochę fałszywa. Zbyt władcza. W sumie to nie potrafię do końca wyjaśnić skąd takie negatywne nastawienie w stosunku do niej.
    O ojcu Irmy także nie wiele mogę powiedzieć, facet pozostaje zagadką. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach dowiemy się nieco więcej o jego osobie.
    Sama Irma jak najbardziej mi przypasowała. Jest taka... Ludzka. To bardzo mi się podoba. Jestem niezmiernie ciekawa, co ten człowiek, który ją śledzi, od niej chce... Czy to ma jakieś powiązanie z jej ojcem i resztą jego... Ekipy? Nie wiem jak to ująć, haha.
    Wiele pytań, mało odpowiedzi. Nie mogę się doczekać, aby poznać na nie odpowiedź. Życzę masy weny i pozdrawiam! x Czekam na następny rozdział oczywiście.

    W wolnej chwili zapraszam do mnie. Bardzo chciałabym poznać twoją opinię :) Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj,
    dopiero co przez przypadek natknęłam się na twój blog i powiem jedno WOW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! coś niezwykłego, szczerze mówiąc przeczytałam te 7 rozdziałów jednym tchem a raczej zapartym tchem. masz talent i ogromną wyobraźnię dziewczyno. sama nie raz próbowałam pisać blog lecz niestety wyobraźnię mam nawet, nawet ale talent do pisywania tego już nie. ale ty... to inna bajka.
    Nadal min ręce drżą po przeczytaniu twojej twórczości.
    Jednego możesz być pewna będę stałym bywalcem na tym blogu i z niecierpliwością będę wyczekiwała na następne rozdziały bo ta historia bardzo mnie wciągnęła.
    Gratuluje i życzę dobrej weny Ari :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heej!
      Nawet nie wiesz jaki wywołałaś uśmiech na mojej twarzy przez ten komentarz. Bardzo Ci dziękuję za te słowa i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię kolejnymi rozdziałami :)

      Pozdrawiam xx

      Usuń
  13. Hej!
    Przybyłam z lekkim... dobra, dużym opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. :)
    Rozdział jak zawsze ciekawy i nie marudź już tyle, bo serio masz talent. Mówię to z ręką na serc oraz czystym sumieniem. Lekko się czyta, powoli wprowadzasz w akcję. Jedyne co, to Stark nadal nie jest tak do końca Starkiem, ale rozumiem to, bo wyobrażam sobie, jak trudno oddać ten jego charakterek. Wierzę też, że ci się to uda, trzymam kciuki!
    Jeszcze raz, rozdział świetny. Kapitan trochę już mięknie, jeśli chodzi o sprawy sercowe. Podoba mi się to.
    Życzę dużo weny i czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudo ♡ ♡ ♡ nie zostawę długiego komentarza bo uważam że czytelniczki powyżej wszystko już powiedziały. Pozdrawiam i czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow! Jestem pod wrażeniem Twojego talentu. To opowiadanie jest wprost niesamowite! Wszystkie rozdziały wręcz pochłonęłam i chcę więcej ^_^
    Co do bohaterów to Irma przypadła mi do gustu. Jej zachownie mnie nie denerwuje, a to już dobrze. W każdym bądź razie poczekam na jej ocenę, aż dołączy do Mścicieli :)
    Stark jest genialny! Bardzo podoba mi się w roli ojca i nie zgadzam się z niektórymi opiniami. Mi się bardzo podoba sposób w jaki go przedstawiłaś ;) Może i Tony wydaje się być obojętny na wiele spraw i może nie ingeruje za bardzo w życie Irmy, ale pewne jest, że kocha swoją córkę i w takich właśnie sytuacjach, łatwo to zauważyć. Po prostu nie odnajduje się w roli ojca. Wiem, bo sama mam podobnie ze swoim ojcem.
    Kapitan Ameryka... Hm, muszę przyznać, że ta postać również mi się spodobała. W filmach Rogers nie przypadł mi do gustu. Był aż za dobry i naiwny, ale sposób w jaki go opisujesz, jego zachowanie i tak dalej podoba mi się. Powoli zaczynam go lubić ;)
    I na sam koniec wisienka, czyli Winter Soldier! Co prawda pojawił się tylko w jednym rozdziale, ale jako że to mój ulubiony anty hero czkeam na niego z niecierpliwością. Jestem ciekawa jak poprowadzisz jego wątek i jak Bucky wpłynie na fabułę. Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz, bo zapowiada się naprawdę fajnie :D
    Więc, tak jak już powiedziałam czekam na kolejną notkę i życzę dużo, dużo chęci do pisania :3
    Pozdrawiam!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  16. hej,kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  17. To jeden z ulubionych blogów tylko błagam dodawaj częściej rozdziały bo umieram z niecierpliwości. Strasznie mi się podoba temat i to jak piszesz, mam nadzieję, że niedługo doczekamy się następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam jeszcze czekać na kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt Cię nie zmusza.
      Rozdział się pisze, ale bardzo wolno. Nie wiem kiedy dodam. Mam teraz inne zamartwienia na głowie.

      Usuń