Hej!
Po długiej przerwie (w końcu) dodaję rozdział. Do kategorii "super" niestety on nie należy. Nienawidzę tej części. Widać zresztą, że strasznie długo się z tym męczyłam. Wybaczcie mi, za taki (przepraszam za wyrażenie) gówniany rozdział.
Mogą być błędy, zawsze jakieś się znajdą, przepraszam za nie. Poprawię je później.
Końcówka to totalna porażka, mam ochotę gdzieś się schować i już nie wyjść z ukrycia. Boję się Waszych opinii, serio. Schrzaniłam to.
Mimo tego, zapraszam do przeczytania. Może komuś się spodoba... W co wątpię, ekhem :)
xx
PS. Nadrabiam Wasze zaległe rozdziały, nie zapomniałam o nich, spokojnie ;*
Kilka sekund później,
drzwi ponownie rozsunęły się, a krótki charakterystyczny dźwięk poinformował
nas, że dojechaliśmy do miejsca przeznaczenia. Jeśli jeszcze niedawno nie
odczuwałam żadnego podenerwowania na myśl o spotkaniu z Mścicielami - albo jak
już to w bardzo małym stopniu - to w tym momencie wręcz byłam jednym wielkim
kłębkiem nerwów. Najbardziej obawiałam się reakcji Tony’ego. Bardzo starał się
być „dobrym” oraz przykładnym ojcem - choć nie wychodziło mu to za często –
więc praktycznie już widziałam jak na to wszystko zareaguje. Rozpocznie się od
gadania, jaka to jestem nierozważna w swoim wieku, a zakończy się uziemieniem w
domu, czyli kara wprost dla małego dziecka.
- Wszystko w porządku?
– dłoń Steve'a spoczęła na moim ramieniu, a na jego twarzy malowała się troska,
gdy obdarzył mnie spojrzeniem. Potrząsnęłam delikatnie głową i zaraz
potem poprawiłam kosmyki włosów, które przez ten ruch opadły mi na twarz.
- Jasne. Prowadź dalej
– machnęłam ręką na jasno oświetlony korytarz, który rozprzestrzeniał się
przed nami. Rogers skinął delikatnie głową, ruszając przed siebie. Tym
razem dotrzymywał mi kroku i mogłam przysiąc, że jego uważny wzrok cały czas
spoczywał na mojej sylwetce.
Udawałam, że wcale
tego nie zauważam. Wzrokiem błądziłam po bardzo „interesujących” szarych
ścianach, na których znajdowały się tylko małe żarówki, oświetlające nam drogę.
- Mam nadzieję, że nie
masz mi tego wszystkiego za złe – odezwał się po chwili, zaskakując mnie tym.
Blondyn wyprzedził mnie jednym krokiem, zatrzymując się tuż
przede mną, blokując mi w ten sposób drogę.
Nie miałam innego wyjścia, więc przystanęłam. Powoli zwróciłam oczy
na jego twarz.
- Może trochę. Nie
chciałam załatwiać tego w taki sposób.
- A w jaki?
Samodzielnie chciałaś zmierzyć się z tym kimś? – uniósł brwi do góry. – Irmo,
zależy mi… nam na twoim bezpieczeństwie. Nie możemy pozwolić na to, aby coś ci się stało.
Nie umknęło mi jego
zmieszanie, gdy szybko poprawił swoją wypowiedź. Wyraz jego twarzy był
bezcenny. Wyglądał naprawdę uroczo, gdy tak denerwował się z powodu słów,
które widocznie chciał zachować tylko dla siebie, a jednak i tak je
wypowiedział na głos.
Patrzyłam na niego nie
mogąc powstrzymać warg, które jak na złość rozciągnęły mi się
w uśmiechu. Starałam się zagryźć wewnętrzną stronę policzka, aby
ostatecznie nie wyszczerzyć się jak idiotka. Ale to było takie trudne! W
duchu cieszyłam się jak małe dziecko. Mężczyzna, do którego
wzdychałam praktycznie od pierwszego dnia naszej znajomości, wyznał, że się o
mnie martwi. Któż by się nie ucieszył z takiej wiadomości?
- Emm - wydusiłam w
końcu z siebie, skubiąc dolna wargę zębami. - To miłe z waszej strony, na
prawdę. Doceniam to, ale...
- Rogers? - usłyszałam
nieznajomy kobiecy głos, który mi przerwał. Z ciekawości wychyliłam się zza
sylwetki blondyna, aby dostrzec wysoką, ciemnowłosa kobietę, ubraną w granatowy
kostium z naszytym na piersi logiem T.A.R.C.Z.Y.
- Agentka Hill - Steve
odwrócił się do kobiety i skinął głową na przywitanie.
- Co tutaj robisz,
Kapitanie? - uniosła brwi, lustrując go, a zaraz potem jej tęczówki spoczęły na
mnie. Zmarszczyła czoło wskazując ruchem brody na moją postać. - Kto to? Nieupoważnionym
zabrania się tutaj przebywać – jej głos brzmiał surowo.
- W porządku, agentko
Hill – rozległ się jeszcze jeden, tym razem bardziej znajomy mi głos. A należał
on do samego dyrektora Fury. Tyle razy nasłuchałam się, gdy ojciec rozmawiał z
nim na trybie głośno mówiącym, że nie mogłabym go pomylić z nikim innym. Z
opowiadań wielu, znałam tego człowieka jak nic. Jednak dopiero dzisiaj widziałam
go osobiście po raz pierwszy.
Jego sylwetka wyłoniła
się za jednych ze szklanych drzwi – które na marginesie dopiero teraz
dostrzegłam – zatrzymując się w holu i obserwując nas bez żadnego wyrazu.
Wydawał się jakby na twarz założoną miał maskę, która uniemożliwiała poznanie
jego prawdziwego „ja”.
Pomimo dzielącej nas
sporej odległości poczułam jak mierzy mnie uważnie swoim jednym okiem, po
czym w zamyśleniu pokiwał głową.
- Jesteś bardzo
podobna do Tony'ego.
Zrobiłam niezbyt
zadowoloną minę, słysząc ten komentarz. Powstrzymałam się również od
głośnego prychnięcia, jak to zwykle miałam w zwyczaju, gdy coś po prostu mi nie
spasowało. Fury był typem człowieka, przy którym wiedziałam, że nie mogę
zachowywać się jak naburmuszona nastolatka. Nawet ja miałam przed nim pewien
respekt. Owszem, nie przepadałam, gdy ktoś porównywał mnie osoby, którą
ledwo co znałam, ale tutaj coś wewnątrz podpowiadało mi abym nie przesadzała. Milczałam,
starając tłumić wszystko w środku.
Nienawidziłam, gdy
ludzie porównywali mnie do Tony’ego. Ten człowiek nie miał ze mną kompletnie
nic wspólnego. To, że pojawił się nagle w moim życiu uznawał się od tamtego
momentu za mojego ojca, dla mnie nie miało żadnego znaczenia. Dla mnie był obcą
osobą, którą tolerowałam, ponieważ nie miałam innego wyjścia.
Uniosłam w
ostateczności kąciki ust ku górze, aby dyrektor nie pomyślał sobie, że tak
zwyczajnie go zignorowałam oraz skinęłam głową. Niech myśli, że to co pewnie
uznał za komplement, zyskało moją aprobatę i wielce się z tego cieszę.
- Ale do rzeczy. Skoro
już jesteście na miejscu, zapraszam do środka - mruknął czarnoskóry. Nie
czekając na jakikolwiek odzew któregoś z nas, wskazał dłonią na drzwi po swojej
prawej stronie.
Agentka Hill oraz
Steve od razu wykonali jego „rozkaz” i zanim zdarzyłam zamrugać, znikneli w
środku pomieszczenia. Korytarz bez tych dwojga nagle stał się taki pusty, cichy
i stanowczo zbyt mały. Przez moment byłam skazana na Fury’ego, który wciąż
mierzył mnie swoim palącym spojrzeniem. Jezu. Serio bałam się nawet na sekundę
zawiesić na nim wzrok. Jak ci ludzie z nim wytrzymywali? A co najlepsze, jak
mogli z nim normalnie rozmawiać?
- Na co czekasz,
Stark? – tym razem nie potrafiłam się powstrzymać i zmarszczyłam z niesmakiem
nos. Przełknęłam ślinę i nie odzywając się, ani nawet nie zerkając na
mężczyznę, przeszłam obok niego.
Znalazłam się w jasno
oświetlonym pomieszczeniu o grafitowych ścianach. Zaraz na samym środku,
praktycznie całe miejsce zajmował wielki, podłużny stół, przy którym zasiadali
już wszyscy. Oczywiście, gdy tylko przekroczyłam prób, kilka par oczu, zwróciło
się w moją stronę. Niektórzy byli zaskoczeni moja obecnością, część nawet
zaciekawiona, a jeszcze inni totalnie wybici z tropu. Tak, tutaj miałam na
myśli Tony’ego.
Ignorując rodziciela,
zerknęłam w stronę wielkiego ekranu, wiszącego naprzeciw wejścia. Na czarnym
tle przez chwilę migotał znaczek siedziby, ale sekundę później zniknął, aby na
jego miejscu zaczęły pojawiać się różne zdjęcia oraz jakieś dokumenty. Zrobiłam
krok do przodu, wpatrując się w fotografie z delikatnie zmrużonymi powiekami.
Na prawie wszystkich skanach znajdowała się jedna i ta sama postać. Poznałam go
niemal natychmiast.
- Czy to ten sam
mężczyzna, którego widziałaś?
Byłam tak zapatrzona w
postać, z którą miałam styczność kilka dni temu, że nie zwróciłam nawet uwagi
na to, iż drzwi za mną zatrzasnęły się, a Nick Fury stał dokładnie obok mnie.
Ledwie dostrzegalnie, kiwnęłam głową, wciąż wpatrzona w przesuwające się
fotografie.
- Kim on jest? –
spytałam, robiąc krok do przodu. Nie wiedząc czemu zerknęłam na Steve’a.
Blondyn poruszył się niespokojnie na krześle i zaciskając szczękę, również
wpatrywał się w ekran. I to właśnie on odpowiedział na moje pytanie.
- Nazywamy go Zimowym
Żołnierzem. Mieliśmy już nim starcie kilka miesięcy temu, lecz uciekł.
Widocznie teraz powrócił i…
- I ma na celowniku
moją córkę?! – Tony zerwał się ze swojego miejsca, podchodząc do nas. Spojrzałam
na niego krzywo. Serio nazwał mnie głośno „córką”? Coś podobnego. – Co to
wszystko ma tak właściwie znaczyć? Ktoś mi to z łaski swojej w końcu
wytłumaczy?!
- Naprawdę
koniecznością jest to, abyś podnosił głos, Stark? – Natasha siedząca z samego
tyłu, wychyliła się zza sylwetki Clinta, opierając łokcie na blacie stołu. - Doskonale
cię słyszymy bez tego.
Mężczyzna posłał jej
piorunujące spojrzenie, które przyjęła zwykłym wzruszeniem ramion oraz obojętną
miną. Uwielbiałam ją. Była twardą kobietą, niebojącą się niczego, a ataki
Starka nie robiły na niej najmniejszego znaczenia. Schyliłam lekko głowę,
zakrywając uśmieszek formujący się na wargach, gdy rudowłosa agentka puściła do
mnie oko. Słuchanie tego jak mu dogaduje było moim ulubionym zajęciem.
- Czekam na odpowiedź!
– tak zwany Iron Man ryknął ponownie, a ja aż odsunęłam się od niego,
przyciskając rękę do ucha i masując lekko narząd słuchu. Czy on oszalał? Skąd
nagle zaczął się tak przejmować tym czy coś mi grozi czy też nie.
Fury zignorował
narastającą z minuty na minutę złość jednego z Mścicieli i spokojnym krokiem
obszedł stół, zatrzymując się dopiero przy swoim miejscu. Nachylił się nad
blatem, opierając na nim jedną dłoń.
- Sądzimy, że śledził
Irmę, lecz nie jesteśmy w stu procentach pewni czy jest jego celem.
- Więc na co do
cholery czekacie? Oklaski? Trudno mi uwierzyć w to, że tak mało wiecie. To nie
jest do was podobne – prychnął już wyraźnie poirytowany zaistniałą sytuacją. –
A tak w ogóle, skąd się tutaj wzięłaś?
Tym razem pytanie
skierował w moja stronę. Jakżeby inaczej. W końcu musiał o to spytać.
- Steve przywiózł mnie
tutaj z treningu – odburknęłam w odpowiedzi, patrząc na swoje dłonie.
- Czy ty słyszysz, co
się do ciebie mówi?!
Podniosłam głowę,
napotykając tuż przed sobą czerwoną od złości twarz Tony’ego.
- Och, wybacz.
Mogłabym usłyszeć ponownie twoje pytanie, tato? – ostatnie słowo specjalnie
zaakcentowałam, nie siląc się nawet na przyjemny ton. Miałam gdzieś, że w
pokoju zapanowała kompletna cisza i wszyscy mają idealną okazję przysłuchiwać
się naszej uroczej wymianie zdań.
Ojciec zacisnął
szczęknę, mierząc do mnie ostrzegawczo palcem. Przymierzał się już do tego, aby
coś powiedzieć, ale w porę uniemożliwił mu to Clint.
- Stark, jeśli
wybaczysz – Hawkeye podniósł się z miejsca. – To nie jest odpowiedni czas i
miejsce na rodzinne kłótnie.
W pomieszczeniu znów
nastał spokój. Kto by pomyślał, że Barton jakoś opanuje rozszalałego milionera.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a ten skinął lekko głową.
- Więc – zaczął
powoli. – Co trenujesz?
Uniosłam brwi, patrząc
wpierw na niego, a później na dyrektora. Po chwili zaśmiałam się pod nosem.
– Nie żartujcie sobie,
że tego nie wiecie. Jesteście z Tarczy, nic się przed wami nie ukryje, co to za
głupie pytanie?
- I tutaj nas masz.
Faktycznie wiemy wszystko, ale woleliśmy, abyś sama podzieliła się swoim
talentem.
- Jakim talentem. –
prychnęłam. - Może kiedyś i wygrywałam w różnych zawodach, ale teraz, to
kompletnie, co innego. Kapitan może przyznać, że nie nadaję się już do niczego…
- zakończyłam zdanie z coraz to bardziej pochmurną miną. Wciąż pamiętałam o tym
jak kilka godzin temu, żałośnie próbowałam trafić do celu.
- A jak myślisz, po co
kazaliśmy cię tutaj sprowadzić? – Fury odsunął się od stołu. Zaczął przechadzać
się tam i z powrotem. – Od dzisiaj czy ci się to podoba czy nie, będziesz pod
naszym – a konkretniej – pod nadzorem agenta Bartona.
Wskazany, podszedł do
mnie całkowicie ignorując Tony’ego, który już rozpoczął wygłaszać swoje
sprzeciwy ku temu, że Tarcza chce mnie zrobić swoim nowym żołnierzykiem, a on
nie godzi się na takie coś. Według niego nic nie miałam do gadania.
Jednak, co ja o tym wszystkim
tak naprawdę myślałam? Było oczywiste, że ojciec nie jest za tym i chciałby
trzymać mnie od nich z daleka, a ja przecież uwielbiałam robić wszystko na
przekór. Droczenie się z nim, było moim ulubionym zajęciem.
Uśmiechnęłam się pod nosem do
swoich myśli. Byłam bowiem bardzo ciekawa, co słynna organizacja planuje
względem mnie i bez zastanowienia miałam przystać na ich propozycję.
Nie wiem co ty gadasz ^^ rozdział jak najbardziej mi się podoba. Jest naprawdę dobry ^^ Aj scena z Kapitanem <3 <3 to coś wspaniałego. Jak dla mnie może się częściej przejęzyczać ^^ i nie dziwię się Irmie, że nie mogła powstrzymać uśmiechu bo kto by mógł? :D Och Tony, jaki wybuchowy :D podoba mi się w wersji zatroskanego ojca. A opis Furego jest idealny, w sam raz pasujący do niego, tak samo z Natashą.
OdpowiedzUsuńA pomysł szklenia Irmy przez Bartona podoba mi się niezmiernie <3 już nie mogę się doczekać aż będzie ona spędzać więcej czasu z mścicielami ^^
Pozdrawiam, życzę weny
Lean
Ach. Zawsze tak podchodzę do tego co publikuję. Przez ten rozdział straciłam już ochotę na wszystko. jednak, cieszą mnie Twoje jakże miłe słowa :) Dziękuję ;*
UsuńTony chciałby trzymać ją na uboczu? Trochę mi się to kłóci z jego naturą, w ogóle może obraz troskliwego ojca nie pasuje, ujełabym to inaczej i już na pewno nie kryła córki, Tony by przecież po jakimś czasie zauwazył, ze ona ma jego cechy i chętnie by ją przedstawiał światu, szczyciłby się nią i na pewno chętnie by ją wciagnał do Mścicieli - ba! wbrew Furyemu takie moje wyobrażenie, ale wiadomo... xD
OdpowiedzUsuńto nie musi sie zgadzać z twym wyobrażeniem xD
Wiem, że kłóci. Zdaję sobie z tego sprawę, ale uznałam, że co nieco sobie pozmieniam. A co! :D Oczywiście nie chcę całkowicie zrywać z wizerunkiem Tony'ego jakiego doskonale znamy :)
UsuńRozdział świetny. Naprawdę przyjemnie mi się czytało.
OdpowiedzUsuńAch, Steve... Scena z nim podobała mi się najbardziej.
Taki słodki jak się przejezycza... :-) lubię go coraz bardziej... No i Tony, oczywiście świetnie przedstawiony. Myślę, ze dobrze prezentuje się jako ojciec, hehe xD
Czekam na więcej i pozdrawiam! ^^
Jej! Komuś się taki Tony podoba, chociaż faktycznie trochę jego charakterek pozmieniałam i może się to nie podobać...
UsuńDziękuję bardzo ;*
Uuuuu jak że nie romantycznie NIE ZRZYGAM SIĘ TĘCZĄ! nie no spoko jest powrót z buta z zajebiszczym rozdziałem i to się chwali.Nie rozumiem czemu ci się nie podoba,naprawdę jest fajny.Wszyscy tutaj ślinią się do kapitana ja zaś jestem sobie obserwatorem który facepalmuje oglądając to wszystko
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin
Ps.W wolnym czasie zapraszam do siebie ;)
Jak zawsze za bardzo przesadzasz, rozdział Ci się udał :D może mało akcji ale za to wynagrodziłaś świetnymi opisami bohaterów :) Tony wymiata, powinien zdobyć nagrodę za najbardziej troskliwego tatusia :P
OdpowiedzUsuńIzz, nie piernicz, że słaby, bo rozdział dobry. Wpadam szybko i wracam uczyć się do angola (nienawidzę czasów przeszłych, ok?)
OdpowiedzUsuńMoje jedyne pytanie brzmi: od kiedy Tony się tak przejmuje rolą ojca? Znaczy coś tam niby wykazywał inicjatywę, że jest "ojcem", ale nie wiem, może dawno to po prostu czytałam, albo tego nie zauważyłam, w każdym razie... czy on wcześniej się też tak zachowywał?
No i mój kochany Clint <3 Jestem ciekawa jak Irma się z nim dogada, więc czekam cierpliwie na następny :)
xoxo, Loks.
Nie, Tony tak się nie zachowywał. Sama nie wiem dlaczego tak nagle zmieniłam jego nastawienie do tego wszystkiego. Może powoli pan Stark stara się garnąć?
UsuńI dziękuję za Twoje słowa, za wiarę w moje "możliwości", haha :)
Pozdrawiam xx
Jak Ty mozesz narzekac na to, co piszesz!
OdpowiedzUsuńZawsze Ci wychodzi swietnie, musze Ci w koncu zasadzic kopniaka za to narzekanie <3
Boze ten usmiech Irmy, normalnie aww, kto by sie mogl oprzec! :)
a Tony... co za troskliwy tatus, nie ma co! :)
Czekam skarbie na Twoj kolejny etap z wena w roli glownej ;*
@TheAsiaShow_xx
Zawsze narzekam, to nie żadna nowość, moja droga ;p
UsuńRozdział jest świetny! :)
OdpowiedzUsuńJakie to słodkie, że Steve się tak troszczy o Irmę. :D Też bym chciała, żeby ktoś się tak o mnie martwił... Widzę, że u Toniego zaostrza się instynkt ojcowski.. Myślę, że kocha bardzo kocha córkę, tylko że Irma chyba nie jest tego za bardzo świadoma. W sumie to obje się kochają tylko tego nie "ogarniają". Mam nadzieję że w końcu się dogadają. No i jeszcze jestem ciekawa co wyniknie z tej troski Steve'a (nie jestem zbyt dobra w odmienianiu angielskich imion xd)...
Pozdrawiam! :)
Pogonistka
PS. Jak zwykle przepraszam, że tak późno, ale ogarniam moje studia. Poza tym, nienawidzę używać netbooka i czekałam do weekendu, żeby w domu skorzystać z normalnego, dużego laptopa. ;)
Hej :* Wybacz, że przychodzę z komentarzem tak późno… Niestety od pewnego czasu, gdy w końcu mam chwilę, aby usiąść do komputera to gnębi mnie cholerny brak weny, nie potrafię zebrać myśli nawet przy skleceniu komentarza… Jednak stwierdziłam, że już nie będę odwlekać mojej nieobecności.
OdpowiedzUsuńBaaardzo cieszę się, że w końcu pojawiło się coś nowego u Ciebie i moim zdaniem rozdział jest świetny. Zupełnie nie rozumiem Twoich narzekań. :)
Tony bardzo zaangażował się w rolę „ojca” w tym rozdziale. Wykłócał się z troski o córkę, aż byłam pod wrażeniem, że tak dba o jej bezpieczeństwo i że robi takie przesłuchania. W końcu nigdy nie był idealny w swoim ojcostwie, w sumie, można powiedzieć, że nie było go praktycznie wcale w życiu Irmy. Całe szczęście, że ta „kłótnia rodzinna” została z czasem przerwana, jak dla mnie to by było dosyć niezręczne, nawet przy samym słuchaniu. :b
Co do Steve’a to czuję, że i również on w pewnym sensie jest zadurzony w Irmie – uczucie nie działa tylko w jedną stronę. W końcu bardzo się o nią martwi, co sam powiedział na głos, tylko szkoda, że się potem poprawił, może wtedy by coś z tego wykwitło. :> Aaaaale w sumie to nie był czas i miejsce na romanse. ;)
Ok, na tym kończę. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że będzie niedługo. :) W międzyczasie zapraszam również i do mnie.
http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
miłego dnia. :)
Świetne :)
OdpowiedzUsuńCały czas mówisz, że Steve nie jest Steve'em.
Sorry. Bardziej Rogersowy (?) być nie może :D
Czekam na kolejne.
Błagam o mniejszą przerwę :*
Jejku, udało mi się? Steve jest Stevowy? XD Cieszy mnie to. Ale patrz na Tony'ego... jednak mi się nie podoba to, ze tak go zmieniam, ech.
UsuńCholera, komentarz mi się usunął i piszę go od nowa. ;-;
OdpowiedzUsuńTak jak obiecałam, po przeczytaniu wszystkich rozdziałów wracam z komentarzem.
Póki co, nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ani przypuszczać, co dla nas szykujesz, bo akcja rozwija się bardzo powoli. Ale to jak najbardziej dobrze. Ja lubię, kiedy tak się dzieje.
Nie wiem dlaczego, ale nie pałam zbytnią sympatią do Cheryl. Wydaje mi się... Trochę fałszywa. Zbyt władcza. W sumie to nie potrafię do końca wyjaśnić skąd takie negatywne nastawienie w stosunku do niej.
O ojcu Irmy także nie wiele mogę powiedzieć, facet pozostaje zagadką. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach dowiemy się nieco więcej o jego osobie.
Sama Irma jak najbardziej mi przypasowała. Jest taka... Ludzka. To bardzo mi się podoba. Jestem niezmiernie ciekawa, co ten człowiek, który ją śledzi, od niej chce... Czy to ma jakieś powiązanie z jej ojcem i resztą jego... Ekipy? Nie wiem jak to ująć, haha.
Wiele pytań, mało odpowiedzi. Nie mogę się doczekać, aby poznać na nie odpowiedź. Życzę masy weny i pozdrawiam! x Czekam na następny rozdział oczywiście.
W wolnej chwili zapraszam do mnie. Bardzo chciałabym poznać twoją opinię :) Your perfect imperfections
Witaj,
OdpowiedzUsuńdopiero co przez przypadek natknęłam się na twój blog i powiem jedno WOW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! coś niezwykłego, szczerze mówiąc przeczytałam te 7 rozdziałów jednym tchem a raczej zapartym tchem. masz talent i ogromną wyobraźnię dziewczyno. sama nie raz próbowałam pisać blog lecz niestety wyobraźnię mam nawet, nawet ale talent do pisywania tego już nie. ale ty... to inna bajka.
Nadal min ręce drżą po przeczytaniu twojej twórczości.
Jednego możesz być pewna będę stałym bywalcem na tym blogu i z niecierpliwością będę wyczekiwała na następne rozdziały bo ta historia bardzo mnie wciągnęła.
Gratuluje i życzę dobrej weny Ari :D
Heej!
UsuńNawet nie wiesz jaki wywołałaś uśmiech na mojej twarzy przez ten komentarz. Bardzo Ci dziękuję za te słowa i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię kolejnymi rozdziałami :)
Pozdrawiam xx
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzybyłam z lekkim... dobra, dużym opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. :)
Rozdział jak zawsze ciekawy i nie marudź już tyle, bo serio masz talent. Mówię to z ręką na serc oraz czystym sumieniem. Lekko się czyta, powoli wprowadzasz w akcję. Jedyne co, to Stark nadal nie jest tak do końca Starkiem, ale rozumiem to, bo wyobrażam sobie, jak trudno oddać ten jego charakterek. Wierzę też, że ci się to uda, trzymam kciuki!
Jeszcze raz, rozdział świetny. Kapitan trochę już mięknie, jeśli chodzi o sprawy sercowe. Podoba mi się to.
Życzę dużo weny i czekam na kolejną część.
Pozdrawiam :)
Cudo ♡ ♡ ♡ nie zostawę długiego komentarza bo uważam że czytelniczki powyżej wszystko już powiedziały. Pozdrawiam i czekam na więcej
OdpowiedzUsuńWow! Jestem pod wrażeniem Twojego talentu. To opowiadanie jest wprost niesamowite! Wszystkie rozdziały wręcz pochłonęłam i chcę więcej ^_^
OdpowiedzUsuńCo do bohaterów to Irma przypadła mi do gustu. Jej zachownie mnie nie denerwuje, a to już dobrze. W każdym bądź razie poczekam na jej ocenę, aż dołączy do Mścicieli :)
Stark jest genialny! Bardzo podoba mi się w roli ojca i nie zgadzam się z niektórymi opiniami. Mi się bardzo podoba sposób w jaki go przedstawiłaś ;) Może i Tony wydaje się być obojętny na wiele spraw i może nie ingeruje za bardzo w życie Irmy, ale pewne jest, że kocha swoją córkę i w takich właśnie sytuacjach, łatwo to zauważyć. Po prostu nie odnajduje się w roli ojca. Wiem, bo sama mam podobnie ze swoim ojcem.
Kapitan Ameryka... Hm, muszę przyznać, że ta postać również mi się spodobała. W filmach Rogers nie przypadł mi do gustu. Był aż za dobry i naiwny, ale sposób w jaki go opisujesz, jego zachowanie i tak dalej podoba mi się. Powoli zaczynam go lubić ;)
I na sam koniec wisienka, czyli Winter Soldier! Co prawda pojawił się tylko w jednym rozdziale, ale jako że to mój ulubiony anty hero czkeam na niego z niecierpliwością. Jestem ciekawa jak poprowadzisz jego wątek i jak Bucky wpłynie na fabułę. Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz, bo zapowiada się naprawdę fajnie :D
Więc, tak jak już powiedziałam czekam na kolejną notkę i życzę dużo, dużo chęci do pisania :3
Pozdrawiam!
Ana
hej,kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńBaaaaaardzo powoli się pisze :)
UsuńTo jeden z ulubionych blogów tylko błagam dodawaj częściej rozdziały bo umieram z niecierpliwości. Strasznie mi się podoba temat i to jak piszesz, mam nadzieję, że niedługo doczekamy się następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńMam jeszcze czekać na kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńNikt Cię nie zmusza.
UsuńRozdział się pisze, ale bardzo wolno. Nie wiem kiedy dodam. Mam teraz inne zamartwienia na głowie.