Błagam, nie bijcie mnie! Wiem, że taka długa przerwa pomiędzy rozdziałami nie jest dobra, ale od sierpnia nie miałam aż tyle czasu żeby zajmować się blogiem. Pisanie licencjatu i obrona, która była pod koniec października. Dopiero od Listopada mogłam na spokojnie posiedzieć nad tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Poza tym wena też non stop mnie opuszczała. Już myślałam, że nigdy tego nie skończę, a zostało mi zaledwie zakończenie.
Udało się! Rozdział skończyłam wczoraj, przed północą.
Od razu mówię takie przerwy mogą się zdarzyć, nie obiecuję, że w miesiącu będę dodawać po dwie notki, bo tak nie potrafię. Długość rozdziałów dla mnie też nie jest konkretna. Raz piszę krócej, raz dłużej. Po prostu tyle ile chcę zawrzeć wydarzeń, tyle piszę.
Mam nadzieję, że ten się spodoba, sama mam...mieszane uczucia. No nic. Zapraszam do lektury, a ja zabieram się za myślenie nad 10.
xx
PS. Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, dajcie znać o tym w komentarzu. Teraz nie wiem już kto jeszcze to czyta, wiec to mi wszystko ułatwi. A! I oczywiście podajcie, gdzie mam Was informować. Nie powiem, że najwygodniej byłoby mi robić to na twitterze czy asku ☺
PS. Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, dajcie znać o tym w komentarzu. Teraz nie wiem już kto jeszcze to czyta, wiec to mi wszystko ułatwi. A! I oczywiście podajcie, gdzie mam Was informować. Nie powiem, że najwygodniej byłoby mi robić to na twitterze czy asku ☺
Zaciśnięta w pięść dłoń z hukiem wylądowała na blacie stołu. Stojące na nim rzeczy poruszyły się lekko, a oczy zebranych spoczęły na odpowiedzialnym za ten hałas człowieku.
- Jak to nie potraficie jej odnaleźć?! – Tony, prawie
czerwony już ze złości, spojrzał na każdego, wykrzywiając usta w grymasie
niezadowolenia. – Podobno jest pod waszą opieką, a wy tak po prostu pozwalacie
się jej oddalić, bez żadnej ochrony?!
Pepper stojąca obok miliardera, wyciągnęła niepewnie dłoń
i zacisnęła ją na jego ramieniu. Wieść o tym, że córka Starka nie powróciła
jeszcze ze swojego codziennego treningu, bardzo go wzburzyła. Albo nie tylko
jego. Gdy tylko Fury powiadomił ich o tym zdarzeniu, blondynka dostrzegła, jak
twarz Steve’a tężeje, a jego zaszokowany wzrok przenosi się na dyrektora.
Blondyn jednak nie odezwał się ani słowem. Najbardziej jednak było słyszeć
Starka, który nie dawał nawet najmniejszych szans, aby wyjaśnić sytuację.
- Tony, uspokój się. Irma nie jest małym dzieckiem, da
sobie radę – odparła kobieta, ale na jej twarzy i tak można było dostrzec, że
się bardzo martwi. Stark wyprostował się i mierząc ją krótkim spojrzeniem,
westchnął z rezygnacją przykładając dłoń do czoła. Następnie uniósł dłonie w
geście poddania, opadając na krzesło.
- Jeśli już się wystarczająco uspokoiłeś, Stark, pozwól,
że teraz nakreślę kilka ważnych informacji – Fury odezwał się, jak zwykle swoim
obojętnym tonem, jakby nic nie zrobiło na nim wrażenia. – Twoja córka ma
zamieszczony nadajnik, wiec naszym specjalistom szybko uda się ją zlokalizować.
- Tylko, dlaczego trwa to tak długo? – brunet wycedził zza
zaciśniętych zębów.
Dyrektor otwierał już usta, gdy do pomieszczenia wtargnął
zdyszany Clint, a zaraz za nim Natasza. Oboje spojrzeli szybko na Starka, gdy
ten ponownie zerwał się ze swojego miejsca. Clint podszedł do stołu i położył
na nim pewien srebrny przedmiot.
- Co to jest? – Tony wskazał palcem na znoszone
doszczętnie urządzenie. Fury marszcząc czoło, wyciągnął rękę i podrapał się po
karku.
- Cóż, panie Stark… Nadajnik był umieszczony w odtwarzaczu
muzyki, pańskiej córki, a jak widać...niewiele po nim zostało.
Potężny ból rozsadzał mi czaszkę, gdy powoli starałam się
rozchylić powieki. Przez chwilę nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Ból
był taki okropny, że nie potrafiłam skupić się na własnych myślach i jakoś dojść
do tego, co się ze mną stało. Dolegliwość ta pojawiała się również w okolicach
gardła. Gdy starałam się przełykać ślinę, czułam okropny ścisk w przełyku. Co
do cholery? Nie pamiętałam niczego, miałam jednak nadzieję, że wspomnienia
szybko powrócą.
Po upływie kilku minut, w końcu udało mi się otworzyć oczy
i mogłam określić gdzie konkretnie się znajduję. Miałam nadzieję, że ujrzę swój
ukochany pokój w rezydencji Tony’ego, ale moim oczom ukazał się zupełnie inny
widok.
Znajdowałam się w celi, co do tego nie miałam żadnych
wątpliwości. Naprzeciwko łóżka, na którym zostałam położona, rozciągała się na
całą szerokość krata, zupełnie taka sama jak w więzieniach.
- Och, świetnie – burknęłam pod nosem. Więc byłam czyimś
więźniem. Jeszcze do niedawna wiodłam spokojne, cudowne, bezproblemowe życie, a
teraz leżę w jakieś zaśmierdziałej celi!
Uniosłam się powoli, opierając się na łokciach, chociaż to
wzmocniło bardziej ból w czaszce. Z moich ust wydarł się syk, odczuwając to
bardzo nieprzyjemne pulsowanie. Wprost cudownie.
Nie miałam bladego pojęcia ile nawet się tutaj
znajdowałam. Czy minęło parę godzin, dni czy może tygodni? Chociaż szczerze
wątpiłam, że byłabym aż tak długo nieprzytomna, wiec od razu odrzuciłam taką
opcję. Z wielką chęcią sprawdziłabym, jaką datę i godzinę wskazuje telefon, ale
wyraźnie czułam brak urządzenia w kieszeni moich spodni. Jęknęłam ze
zrezygnowaniem i kładąc dłoń na czole, zaczęłam go lekko rozmasowywać. Ponownie
zamknęłam oczy i powoli położyłam się, bowiem obraz znów zaczynał falować mi
przed oczami. Zakładałam, że miałam wstrząs mózgu.
Po upływie kilku minut usłyszałam zbliżające się kroki na
korytarzu. Moje ciało momentalnie zesztywniało. Zamarłam w bezruchu, bałam się
nawet zaczerpnąć powietrza, a co dopiero poruszyć się. Ale koniecznie musiałam
sprawdzić, kto to. Rozchyliłam powieki i nieco unosząc głowę, spojrzałam przed
siebie.
- Znowu ty? – mruknęłam, widząc tego samego mężczyznę,
którego miałam już okazję spotkać. Jego widok nawet nie zrobił już na mnie
większego wrażenia. Połączyłam szybko ze sobą pewne fakty i wiedziałam, że to
dzięki niemu znajduję się w tym miejscu. W dalszym jednak ciągu nie wiedziałam,
dlaczego. Zmarszczyłam czoło, wbijając w niego spojrzenie, a on tylko stał i
również mnie mierzył swym obojętnym wzrokiem nie odzywając się ani słowem.
Powoli zaczynało mnie to irytować.
- Jeśli myślisz, że taką postawą mnie przestraszysz, to
jesteś w błędzie – warknęłam w jego stronę i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Zignorowałam to, że zakręciło mi się w głowie, ale dla asekuracji
podparłam się po bokach rękami. – Czego ode mnie chcesz? Nie możesz mnie tak
tutaj przetrzymywać. Znajdą się osoby, które będą mnie szukały! – odparłam,
chociaż…nie byłam do końca pewna swoich słów, jednak bardzo pragnęłam aby tak
było. Z Tonym nie łączyły mnie zbyt dobre stosunki nawet jeśli był moim ojcem,
więc nie wiedziałam, czy moje nagłe zniknięcie zrobi na nim wrażenie. W końcu
był zapatrzonym w siebie palantem. Nie widział nic oprócz czubka swego nosa.
Ale w tym momencie chciałam, żeby chociaż na chwilę odwrócił myśli od swojej
osoby i zainteresował się kimś innym. Mną.
Zacisnęłam wargi, starając się opanować buzujące wewnątrz
emocje. Teraz byłam tutaj sama, zupełnie bezbronna, siedząca na łóżku, a przede
mną stał wysoki mięśniak z metalową ręką, który jakiś czas temu z największa
łatwością pozbawił mnie przytomności. I co jeszcze – prawie zmiażdżył mi
gardło! Czekałam cierpliwie na jakiś ruch z jego strony. Ku mu mojemu wielkiemu
zdumieniu, stało się.
Gdy sięgnął swoją „normalną” dłonią za plecy, wstrzymałam
powietrze, sądząc, że sięga po broń. Głowę zalała mi fala myśli. Już w wyobraźni
widziałam, jak mierzy we mnie pistolet, a jego palec powoli pociąga za spust…
Na mojej twarzy jednak niemal natychmiast wymalowała się
ulga, gdy zobaczyłam, iż trzyma przed sobą pęk kluczy. Nie będę zaprzeczać, że
też z drugiej strony, mnie to bardzo zaskoczyło. Chciał mnie uwolnić czy jak?
Albo chciał wejść do pomieszczenia i dokończyć to co zaczął wtedy w lesie,
czyli pozbawić mnie życia… Ale to byłoby kompletnie bezsensu. Jeśli chciałby
mnie zabić zrobiłby to już wtedy, a ja wciąż oddychałam. Miałam totalny mętlik
w głowie.
Zastanawiając się nad tymi wszystkimi opcjami, totalnie
olałam swego oprawcę i wijąc nagle jego sylwetkę tuż przy łóżku, odskoczyłam i
przywarłam plecami do bardzo chłodnej ściany.
- Tylko nie waż się mnie dotykać! – syknęłam, ale mój głos
i tak się zdradził. Byłam bardziej odważniejsza, kiedy znajdował się za
kratami, gdy był tuz przy mnie…no, to była już całkiem inna historia. Przerażała
mnie jego milcząca postawa. Było coś w nim bardzo, ale to bardzo mrocznego. Spoglądałam
na niego, przyciskając plecy coraz mocniej, tak jakbym chciała wrosnąć w tą
cholerną ścianę, ale to miało się nigdy nie wydarzyć. Gdy wyciągnął przedsienie
„normalną” dłoń, wzdrygnęłam się lekko. Widocznie dostrzegł ten odruch,
ponieważ momentalnie się wycofał, robiąc krok do tyłu.
- Nie chcę cię skrzywdzić.
Zamrugałam powiekami nie do końca pewna tego, co właśnie usłyszałam.
On…odezwał się. Po raz pierwszy powiedział coś do mnie i również treść była dla
mnie niespodzianką. Nie chce mnie skrzywdzić? Otworzyłam usta, ale zaraz
ponownie je zamknęłam, kompletnie zbita z tropu. Zerknęłam na niego, marszcząc
czoło.
- Zaraz…bo trochę nie rozumiem… - mój głos brzmiał nieco
ochryple, więc odchrząknęłam i znów zaczęłam mówić. – Nie chcesz mnie
skrzywdzić? Więc dlaczego jestem zamknięta w celi i cała poturbowana!
- To…ja… - zawahał się na moment, ale była to dosłownie
sekunda. Później na nowo przybrał swoją obojętną maskę. – Jeśli pójdziesz ze
mną, wszystkiego się dowiesz.
I po wypowiedzeniu tych słów, ruszył w kierunku wyjścia.
Zatrzymał się na moment na korytarzu i zerknął na mnie przez ramię, a ja
zastanawiałam się, co zrobić. Czy jeśli bym została, to zabierze mnie siłą? Raczej
chciałam uniknąć pojawienia się kolejnych siniaków na ciele. Zaciskając wargi,
zmierzyłam go, po czym powoli zsunęłam stopy na podłogę. Zainteresowało mnie
tylko jedno, to czego miałam się dowiedzieć.
- No to prowadź – odparłam nie spuszczając wzroku z
mężczyzny. Wstałam powoli i wbijając wzrok w jego plecy, pozwoliłam mu się poprowadzić
do miejsca, gdzie miałam uzyskać informacje, na temat... No właśnie czego?